środa, 16 kwietnia 2008

Kalwaria Zebrzydowska

Misterium Kalwaryjskie jest tematem, który realizuje bądź realizowała chyba większość młodych dokumentalistów. Ja opierałem się bardzo długo.Pierwszy raz, i myślałem, że ostatni, byłem tam 3 lata temu. To zdecydowanie nie jest mój temat. Nakłada się na to wiele aspektów. Myslę, że
wynika to z tego, że nie jestem chrześcijaninem i nie potrafię przeżywać tego w taki sposób jak uczestnicy, nie przemawia to do mnie. Co więcej powstało juz tyle zdjęć o Misterium, że trzeba mieć bardzo konkretny pomysł na to co chce się osiągnąć. Inaczej nasze zdjęcia utoną pomiędzy
wieloma innymi obrazami. Niby będą atrakcyjne, ale o tą "atrakcyjność" w tym temacie nie jest trudno. Niewiele jest też osób, które fotografują Misterium trzymając się jednego stylu, sukcesywnie z roku na rok, dopełniając swój cykl o kolejne ujęcia. Taką osobą był Piotr Szymon. Od lat jeździł na Kalwarię Zebrzydowską poszukując pojedynczych zdjęć. Chyba tylko takie podejście do tego tematu pozwala na opowiedzenie w pełni o klimacie tych wdarzeń. Zdjęcia Piotra Szymona są pod tym względem niezwykłe. Robione jakby na zapleczu, poza głównym nurtem wydarzeń a jednak opowiadają o tym co wydaje mi sie najważniejsze - ludzkich przeżyciach. Tutaj przypomina mi się fotograf, który w tym roku wszedł na drzewo i długim, białym obiektywem polował na Jezusa. Mam nadzieję, że polowanie było udane.



W tym roku postanowiłem się tam ponownie wybrać. Poczułem nieodpartą chęć odbycia podróży. Podporządkowaniu robieniu zdjeć całego dnia, a nie tylko kilka godzin. Po prostu wsiadłem do samochodu i pojechałem. Może ogólnie potrzebowałem wyciszenia. Może skupienie się na fotografowaniu miało mi to zapewnić. W każdym razie na Kalwarii Zebrzydowskiej znalazłem wszystko to co było mi potrzebne. Powstało kilka zdjeć do szuflady (i na blog). Nie jest to nic wyjątkowego. Myślę, że nigdy ich do niczego nie wykorzystam, to nie mój temat, ale tak naprawde chyba nie o zdjęcia tutaj chodziło.





Fotografia po drugiej stronie lustra

To co zawsze urzekało mnie w fotografii to piekno przypadku. Ponad to przyzwolenie na przypadek, przynajmniej na etapie jej tworzenia. Myślę, że większość wartościowych zdjęć powstaje w sporej mierze przez przypadek. Coś widzimy, reagujemy impulsem i powstaje obraz. Nic nie musimy planować. Możemy robić zdjęcia zupełnie swobodnie, a efekty naszej pracy na spokojnie przebieramy wśród stykówek, odbitek, plików. Dopiero w tedy widzimy jak cenny obraz udało nam się uchwycić. Szukamy na zdjęciach kontekstów, emocji, wszystkiego tego co wydaje nam się ważne. Interpretujemy obraz na tyle na ile pozwala nam nasze widzenie. To jest kolejna rzecz, którą uwielbiam w fotografii - jej niejednoznaczność. Każdy doszukuje sie w obrazie tego co najbardziej go interesuje. W tym kontekście ciekawe wydają mi się efekty takich eksperymentów fotograficznych jak "Mój świat, moja rzeczywistość" i "Mój świat, moje miasto", które zostały zrealizowane w Ośrodku Caritasu w Knurowie przez Krzysia Gołucha i grupę wolontariuszy.



Jako osoba pracująca przy projektach nie pomagałem czynnie w robieniu zdjęć, przynajmniej nie przy pierwszym z nich. Nie miałem bliskiego kontaktu z autorami. Poznałem ich świat poprzez fotografie, które zobaczyłem. Wybierałem zdjęcia, układałem w katalogu, wyszukiwałem te, które wśród dziesiątek innych wydały mi sie interesujące. Obrabiałem je pod wydruki, projektowałem katalogi, zaproszenia, plakaty. Można powiedzieć, że każde zdjęcie na wystawie znam co do piksela.




Ujęcia można nazwać przypadkowymi. Zastanawiam się nawet jak to możliwe, że powstało tyle pieknych kadrów. Ale mimo tego, że strona wizualna tych zdjęć jest często bardzo atrakcyjna to uważam, że zupełnie nie o to chodzi. Zaskoczył mnie świat, który zobaczyłem na zdjęciach. Relacje między ludzkie, ważne sprawy, marzenia czy po prostu rzeczy, które akurat wydały się autorowi interesujące. Zaczołem zadawać sobie pytania, dlaczego akurat to zostało sfotografowane? Dlaczego to jest takie ważne? Z czego to wynika? Otworzył się przede mną świat symboliki i relacji, których wcześniej nie widziałem. Zobaczyłem jakby rzeczywistość po drugiej stronie lustra. Z jednej strony trochę dziecięcą, prostą, bezpośrednią, trochę jak sen, z drugiej przecież mającą miejsce tuż obok, w otoczeniu, które dobrze znamy, i na które jakże inaczej patrzymy.




Gliwicki Dom Fotografii miał przyjemność zorganizować wystawę obu projektów. Można ją zobaczyć do 27 kwietnia (od wtorku do niedzieli; od 16:00-19:00) w Starej Fabryce Drutu w Gliwicach przy ulicy Dubois 22. Autorzy zdjęć: Krzysztof Wyszyński, Krzysztof Piszczelok, Damian Cięciek, Marek Skrzypek, Jacek Krzemiński, Henryk Pawełczyk, Janusz Przyklenk, Robert Mioduszewski, Michał Hein, Antoni Klon, Adam Sadlak.



Szersza prezentacja fotografii za niedługo na stronach F-Blog`u i stronie Domu Fotografii.