wtorek, 14 kwietnia 2009

Gottland

SH otwiera oczy codziennie o 6:05 rano. Chwytając szybko telefon piszczący coraz głośniej przeklina w myślach dzwonek, który wgrali do jego Nokii fińscy konstruktorzy. W tym samym czasie jego matka mieszkająca 7,1 km dalej obraca się na drugi bok, a tramwaj linii nr1 zatrzymuje się na przystanku przed dworcem PKP w Gliwicach. SH zazwyczaj przestawia budzik o 35 minut do przodu, ale czasem uda mu się wstać i przetoczyć zaspane ciało do gompy - miejsca praktyki w osrodku buddyjskim.











































W tym samym czasie książka Mariusza Szczygła - "Gottland" leży zniecierpliwona na biurku i czeka kiedy SH pakując w pośpiechu kanapki schowa ją mimowolnie do torby. SH nawet nie zadaje sobie sprawy z faktu, że w momencie ruszenia pociągu do Katowic o 7:54 z dworca w Gliwicach jego los zdaje się być przesądzony a podróż trwająca 35 minut upłynie w zaskakująco szybki sposób. Nie zdaje sobie sprawy także z tego, że przez następne kilka dni scenariusz ten będzie się powtarzać. SH obudzi się z amoku dopiero w momencie, w którym zda sobie sprawę, że kończąc ostatni reportaż mimowolnie zaczął ponownie czytać pierwszy. Z pomocą przychodzi mu MO - kolega i współpracownik. Na szczęscie dla SH pożycza Gottland co pewnie bezpośrednio przyczyni się do zaniechania obowiązków związanych ze świętami Wielkanocnymi.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

dwa lata temu zachorowałam na to samo. niezupełnie się wyleczyłam do tej pory;)